GENTRYFIKACJA, CZYLI KOŚĆ NIEZGODY POMIĘDZY MIESZKAŃCAMI A INWESTORAMI. A MOŻE NATURALNA EWOLUCJA DZIELNIC?

Czym jest gentryfikacja? Czy proces ten jest nieuchronnie wpisany w ewolucję miast? Jak należy go oceniać? Czy w Polsce już jej doświadczyliśmy? Czy gentryfikacja przywróci dawny blask centrum miasta? Różne punkty spojrzenia, różne opinie.

Jaka jest Twoja?

CO TO JEST GENTRYFIKACJA?

Chyba każdy zna ten przykład z życia swojego miasta. Jest jakaś dzielnica, trochę zapuszczona, niedofinansowana, często zwyczajnie obskurna, a potem krok po kroczku pojawiają się tam inni, niecodzienni dla niej mieszkańcy, a ceny czynszów szybują w górę.
Dlaczego?

Może tanie czynsze i klimat zaintrygowały wiecznie biednych artystów, którzy otworzyli tam swoje pracownie, a za nimi podążały butiki, kawiarenki z sojową latte i dziwne, ale klimatyczne miejsca? Te z kolei przyciągnęły nabywców o wypchanych portfelach, którzy aspirowali do takiego stylu życia, finalnie więc osiedlali się w okolicy i tak nakręcała się spirala, aż w końcu nie mieszkają tu ani mieszkańcy z niższych klas, ani artyści, bo dla wszystkich stało się tak drogo, że zostali tylko bogaci i aspirujący?

Moim ulubionym przykładem jest berliński Kreuzberg, do którego z mojego rodzimego miasta było najbliżej na punkowe koncerty. Kreuzberg czasów, o których mówię, był brudny, już artystyczny, ale nadal bardzo niszowy. Dziwaków, hippisów i punkowców było tu równie dużo co tureckich rodzin. Już kilka lat później ci pierwsi przenieśli się raczej w kierunku Friedrichshain, drugich było widać coraz mniej, dziś za to wydaje się, że nowym Kruzbergiem jest już Neukolln.

GENTRYFIKACJA JEST DOBRA CZY ZŁA?

To nie jest proste pytanie! Jeśli sprawy miasta są Waszemu sercu bliskie, z pewnością macie gotowy okrzyk PRECZ Z PASKUDNĄ GENTRYFIKACJĄ. Lista zarzutów? A proszę bardzo:


  1. Tworzenie społecznych i ekonomicznych baniek.
  2. Zabieranie miejsca do życia (często atrakcyjnego ze względu na lokalizację czy przyrodę) mniej wydolnym ekonomicznie mieszkańcom i spychanie ich na peryferia miasta na rzecz bogatej klasy średniej.
  3. Wraz ze zmianą społeczną i kulturową zmieniają się nie tylko mieszkańcy, ale też małe punkty usługowo-handlowe. Często ustępują luksusowym butikom, restauracjom czy sieciówkom na zawsze znikając z mapy miasta.
  4. Gentryfikacja powoduje często konflikty społeczne.
  5. I może przyczyniać się do bezdomności.
  6. Dzielnice tracą swój pierwotny charakter.
  7. Przez komercjalizację przestrzeni (grodzone osiedla, budynki spełniające monofunckję np. biurowce) zanika przestrzeń publiczna.

Ale halo! Co to znaczy pierwotny charakter? Czy pierwotny charakter to obłupane z tynku kamienice na warszawskiej Pradze, która miejscami przypomina Sin City? Patroli policyjnych mało, panów spożywających bez przyczajki napoje wyskokowe dużo! W dodatku zaniedbana zieleń, śmieci, a w kamienicach wspólne toalety na półpiętrze, zamiast osobnych dla każdego mieszkania.

Bo musicie wiedzieć, że gentryfikacja ma też swoich zwolenników. Oto lista zalet procesu zmiany charakteru dzielnic:


  1. Wzrost wartości nieruchomości.
  2. Odnowione budynki.
  3. Poprawa standardu życia.
  4. Zrewitalizowana i unowocześniona tkanka miejska.
  5. Nieużywane budynki mogą zostać przekształcone w budynki użyteczności publicznej, albo chociaż miłe oku restauracje i kluby (Kraków zdeindustrializował w ten sposób Zabłocie oraz okolice Dolnych Młynów).
  6. Zróżnicowanie mieszkańców nie musi być złe. Dzielnice – getta pełne przestępczości czy patologii mogą stać się bardziej atrakcyjne, gdy mieszkają w nich różni ludzie.
  7. Zmniejszenie urban sprawl czyli rozlewaniu się miasta.

Oczywiście czy w ogóle będzie ich stać, żeby tam pozostać, to już inne pytanie.

No, bo tu dochodzimy do kolejnego punktu widzenia. Mianowicie niektórzy twierdzą, że:

GENTRYFIKACJA JEST SPOKO, ALE TYLKO DOPÓKI NIE POWIECIE DEWELOPEROM.

Zieleń jest ogarnięta, psie kupy sprzątają się z chodników, szkoły są w lepszym stanie, budynki odremontowane, a i komunikacja miejska nagle uwzględnia naszą dzielnicę na mapie miasta. No, ale kiedy deweloperzy podłapują temat, stawiają kilka drogich budynków i nasz właściciel mieszkania zastanawia się, czy na fali rosnącej popularności dzielnicy, nie poprosić nas o czynsz, dajmy na to… tak z dwa razy wyższy niż dotychczas.

Dlatego chciałam pisać o gentryfikacji z pozycji mieszkanki Berlina, która żywo interesuje się tematem, a nie z pozycji naukowca, którym nie jestem. Bardzo chciałam też, aby czytelnik poczuł klimat berlińskich dzielnic, ulic, aby mógł się nimi przejść w wyobraźni. Kiedy czytamy o mieście, w którym bywamy bardzo rzadko lub wcale, to łatwo może nam przyjść do głowy myśl: „a co to mnie w ogóle obchodzi?”. Ale wystarczy tylko, że przyjrzymy się temu miastu z bliska, poznamy jego mieszkańców, z którymi będziemy mogli się utożsamić, aby wykiełkowało w naszej głowie pytanie: „co będzie, gdy to samo zdarzy się w miejscu, w którym mieszkam?”.

To słowa Doroty Groyeckiej  autorki książki „Gentryfikacja Berlina. Od życia na podsłuchu do kultury caffé latte”, z którą wywiad możecie przeczytać klikając TU.

Warto zastanowić się też, czy sami nie jesteśmy gentryfikatorami wypierającymi naszą kulturą, obyczajami czy edukacją, potrzeb i zwyczajów sąsiadujących z nami rdzennych mieszkańców. I czy w dobie wiecznego przemieszczania się, w ogóle należy wymagać od ludzi, żeby nie wnosili nowej energii w dzielnice, w których akurat mieszkają? Jak powinno reagować na to miasto? Co możemy zrobić, żeby nie być bezmyślnie inwazyjni? Na niektóre z tych pytań być może znajdziecie odpowiedzi, zaglądając w poniższe linki:

  1. O gentryfikacji dzielnicy Kreuzberg okiem mieszkanki.
  2. Gentryfikacja po polsku.
  3. Bardzo ciekawy wywiad z socjologiem, który opowiada o zaletach i wadach gentryfikacji na przykłądzie warszawskiej Pragi, na której mieszka, jako spadochroniaż. 
  4. 12 przykazań łagodnej miejskiej odnowy.

Jak Ty oceniasz proces gentryfikacji?