PAN BRUKSELKA ZAKŁADA GANG

Sam tytuł przyprawia o uśmiech, jednak temat wcale wesoły nie jest. Co prawda gangsterzy kojarzą się raczej z narkotykami i bronią niż dzikim handlem drożdżówkami, kwiatami i czereśniami, ale zachęcam do świadomego wspierania swoimi pieniędzmi ludzi, którzy pracują uczciwie, a nie tych, którzy w tkance miejskiej koczują na nielegalu.

Możecie na pewno zaobserwować taki proceder również w swoich miastach. W moim wygląda to tak: w okolicy porozstawiane są prowizoryczne stragany lub okratowane samochody, z których sprzedawane są zazwyczaj kwiaty, owoce, warzywa czy też wypieki takie jak precle, drożdżówki itp.

Być może po prostu kupujecie tam, bo jest blisko, po drodze, tanio, a dostęp do produktów łatwiejszy niż w lokalnym sklepie. Warto jednak umieć rozróżnić punkt sprzedaży legalny od nielegalnego. Najprościej to zrobić prosząc o paragon. Mafia sprzedająca warzywa i owoce brzmi śmiesznie, ale tylko dopóki nie myślimy o społecznych kosztach.

  • Pracownicy takich miejsc są zatrudniani nielegalnie, na bardzo niekorzystnych stawkach, bez umowy i bez ubezpieczenia
  • Nielegalne punkty są nieuczciwą konkurencją wobec osiedlowych sklepików, które opłacają czynsz, media, składki ZUS swoich pracowników i dbają o to, żeby towar był przechowywany w sposób higieniczny
  • Mandat za sprzedaż bez pozwolenia wynosi maksymalnie 500 zł i dotyczy jedynie sprzedającego, a nie właściciela biznesu, który zostaje bezkarny
  • W sprawie nielegalnego handlu strażnicy miejscy w Warszawie interweniują ok 100 razy dziennie, zazwyczaj bezskutecznie
  • Samochody i punkty porozstawiane są zgodnie z widzimisię osoby kontrolującej ten handel, mamy więc ciężarówki na środku chodnika lub zastawione wąskie przejścia
  • Oczywiście handlujący na dziko nie dbają o utylizowanie śmieci czy przestrzeń, w której się znajdują i nie obowiązują ich z tytułu prowadzenia punktu żadne regulacje prawne

Przyjrzyjcie się samochodom i stoiskom, z których sprzedawane są nielegalnie produkty. W miejscu, z którego do Was piszę, ciężarówki są okratowane, żeby w razie kontroli straż nie mogła nawet skonfiskować nielegalnego towaru. Sprzedawca zamyka się za kratą, straż miejska wzywa policję, która zjawia się lub nie, samochód w międzyczasie może odjechać i zostać ponownie postawiony następnego dnia. Były też przypadki agresywnych zachować wobec kierowcy lawety czy służb porządkowych próbujących uporać się z problemem.

Namawiam was też, do zastanowienia się w czyje ręce trafiają wasze pieniądze. Uważam, że warto zasilać legalnie działające punkty, nie tylko dlatego, że to pozwala godnie opłacić pracowników, podatki trafiają do Skarbu Państwa, ale też podlegają one regulacjom, które sprawiają, że przestrzeń miejska jest lepiej zagospodarowana, czystsza i obowiązują w niej jakieś zasady. Irytują nas źle zaparkowane samochody, zaśmiecone chodniki i śmieciowe umowy, wybierajmy mądrze i wspierajmy swoje miasto i jego mieszkańców w prowadzeniu legalnych biznesów.

Dla samego miasta powinien to być za to sygnał, że mieszkańcom naprawdę brakuje targowisk, straganów i małych sklepików o konkurencyjnych cenach. Często ich miejsce zajmują zagraniczne sieciówki, sklepy monopolowe lub nowoczesne apartamentowce i banki. Czasem mieszkańcy sami dokładają starań, by stragany powstawały, ale miejsca te zasilane są z budżetu partycypacyjnego i po roku z mapy miasta zwyczajnie znikają.

Opis tego jak działa warszawski gang warzywny znajdziecie w artykule Gazety Wyborczej pod tym linkiem.

Zdjęcia ilustrujące ten tekst są zrobione przeze mnie i ilustrują nielegalny sklep-samochód przy ul. Puławskiej.